Na początek zdecydowałam się na klasykę - czyli sos borowikowy. Żeby jednak urozmaicić smak dodałam do niego whiskey o wiśniowym aromacie, może to jej nazwa Red Stag (ang. stag - jeleń) skłoniła mnie do tego leśnego skojarzenia.
Sos był przygotowany ze świeżych grzybów, po czym odkryłam szokującą dla mnie informację... że suszone grzyby mają więcej aromatu niż świeże! W związku z tym czym prędzej zabrałam się do suszenia grzybów. Mimo pogłosek, że jest to mozolne i trudne zadanie, wymagające pieca węglowego lub suszarki do grzybów i owoców, udało mi się ususzyć grzyby w jeden wieczór w piekarniku elektrycznym. Pokrojone w plasterki grzyby suszyłam ok 3 godzin w piecu rozgrzanym do ok. 50 stopni z uchylonymi drzwiczkami (to ważne, bo inaczej będą wilgotne!) i często przewracałam. Kiedy przestygły przesypałam do słoika.
Grzyby jednak niedługo leżały w słoiku, ponieważ już miałam na myśli przygotowanie risotto borowikowego. Powiem od razu, że była to prawdziwa głębia smaku, a to wszystko za sprawą właśnie tego tajemniczego piątego smaku - umami. Długo żyłam w przekonaniu, że istnieją następujące smaki: słony, słodki, kwaśny i gorzki, ale pewnego dnia dowiedziałam się o jeszcze jednym - UMAMI, jest on szczególnie popularny w Azji. U nas nie dziwi stwierdzenie, że zupa była za słona, a tam, że danie było zbyt mało umami. Jednym z jego źródeł są właśnie grzyby, ale również dojrzewające sery, a risotto łączyło właśnie te dwa składniki:borowiki i parmezan, więc doznania smakowe były niesamowite. Napiszę pokrótce, że risotto przygotowałam w sposób tradycyjny podlewając ryż z cebulą i grzybami bulionem z suszonych grzybów, a na koniec, dodałam 2 łyżki mascarpone, dzięki czemu danie było bardziej kremowe. Podawałam ze startym drobno parmezanem. Było bardzo umami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz